Close

Wolne gotowanie żaby

Przemoc to duże słowo. W mediach najczęściej przyjmuje postać kobiety z podbitym okiem. Albo dziecka z siniakami na plecach. Jedno i drugie możemy oglądać w reklamach społecznościowych uwrażliwiających na temat przemocy. Albo mówi się o niej w kontekście historii o znalezionych w beczkach martwych noworodkach. W artykułach o dzieciach trzymanych latami w piwnicy i gwałconych przez rodzica. Zagłodzonych, zakrwawionych psach przywiązanych łańcuchem do drzew w lesie.

„Jak do tego doszło?” „Nikt się nie spodziewał”. Całe grupy ludzi nie mogą uwierzyć, że coś takiego ma miejsce. Coś tak bestialskiego. Nieludzkiego. Tyle, że to, co w przestrzeni publicznej jest nazywane przemocą jest tak naprawdę końcowym efektem przemocy. Najbardziej widocznym. Drastycznym. Ale ta przemoc nigdy nie zaczyna się w momencie podbicia oka czy nawet wiązania psa do drzewa. Dzieje się dużo, dużo wcześniej.

Miła, grzeczna przemoc

Łatwo znaleźć empatię dla pobitego psa i wściekłość, gdy słyszy się o jawnych, widocznych gołym okiem nadużyciach seksualnych. Słuszną empatię i oczywistą wściekłość. Okazuje się jednak, że wcale nie jest tak łatwo uwierzyć osobom doświadczającym przemocy. Szczególnie gdy ta przemoc nie odciska zauważalnych i jasnych śladów na osobie. Gdy nie widzimy siniaków, kopniaków, krwi.

W zeszłym roku Weronika Rosati opowiedziała o przemocy, której doświadczała w swoim związku. Opowiadała o niej nieco smutna, zgaszona, ale wciąż w nienagannym makijażu, świetnie ułożonych włosach, starannie dobranym stroju. Nie wyszła z zamkniętej piwnicy ani nie miała na sobie widocznych śladów po uderzeniach. Doświadczyła przemocy, której nie było widać podczas wywiadów. Przemocy, którą czasem nazywa się „subtelną”. Boli tak samo, ale nie przejawia się od razu w zauważalny na zewnątrz sposób.

W wielu miejscach w internecie pojawiły się więc opinie, że przesadza. Histeryzuje. Że przecież to taki miły człowiek ten jej były partner. Oczernia go, „złośliwa baba”! „Gdyby tak rzeczywiście było, jak opisuje, już dawno by od niego odeszła. Nikt normalny nie zostaje w takim związku.” „Czemu po prostu nie odeszła?” „Gdyby tak cierpiała, jak o tym teraz opowiada, zostawiłaby go od razu.” „Kłamie.”

Empatia

Nie wnikam, czy Rosati kłamała, czy nie. Osobiście jej po prostu wierzę. Natomiast jej historia pokazuje jak trudno nam czasem zaufać czemuś, czego nie rozumiemy, nie widzimy, nie doświadczamy. A to dokładnie tutaj jest miejsce na empatię. Empatia to nie jest współodczuwanie, gdy małemu pieskowi dzieje się krzywda na naszych oczach. Empatia to umiejętność uwierzenia w uczucia innej osoby, nawet pomimo tego, że nie rozumiemy, dlaczego takie odczucia dana sytuacja wywołuje.

Jak trzylatek płacze, bo upadł mu chleb na podłogę, to możemy zaprzeczyć jego uczuciom i powiedzieć „Nic się nie stało”. Jeśli będziemy regularnie w ten sposób anulować jego doświadczenie tego, co przeżywa wpłynie to negatywnie na jego rozwój. Ale możemy też spróbować rozumieć i towarzyszyć. Czyli mimo że dobrze wiemy, że są gorsze rzeczy niż upadek chleba na podłogę, możemy przyjąć te uczucia. Nazwać je. I pozwolić dziecku je przeżyć. Wierzymy, że w tym momencie to dla niego ważne. Ma trzy lata i swój wewnętrzny wszechświat nam dostępny już tylko teoretycznie. Dzięki temu ma szansę na zdrowy, stabilny, bezpieczny rozwój.

Przyjmowanie i rozumienie pomimo nieodczuwania tego samego to jest właśnie empatia.

Niewiara w doświadczenia innych

Brak empatii zaczyna się dokładnie tam, gdzie pojawia się niewiara. Niewiara, że osoba może w taki albo inny sposób przeżywać dane doświadczenie. Ponownie – umiemy empatyzować, gdy widzimy krew. Ale trudno nam przyjąć, gdy ktoś mówi, że źle się czuje, ale wcale tego po nim nie widać. Według nas. To dlatego tak trudno uwierzyć osobom z doświadczeniem przemocy, jeśli tej przemocy nie widzimy.

Nie wierzymy osobom transpłciowym czy niebinarnym, bo nie rozumiemy, na czym polega transpłciowość czy niebinarność. Nie szukamy wiedzy, która pomogłaby nam rozumieć. Na to trzeba poświęcić czas, a przecież kto ma czas się tym zajmować. Tym bardziej, że jest to wiedza w jakimś sensie trudna. Bo jeśli ktoś wierzy, że płeć to jest kobieta i mężczyzna, to jak ma uwierzyć, że może być coś więcej? Jakoś inaczej? Niby potwierdza to nauka. Ale nauka czasem mówi różne rzeczy – z jednych się potem wycofuje, inne okazuje się, że rozumiała opacznie. Skąd wiadomo, że teraz się nie myli?

Nie wierzymy osobom, które są niehetero i dzwonią do telefonów zaufania i szukają pomocy, ukojenia, uprawomocnienia tego, co czują, co przeżywają. W końcu nie każda z tych osób doświadcza pobicia. Nie każda chce się zabić. To by nas może zatrzymało. Ale nie każda dzwoni z takim przeżyciem. Niektórzy dzwonią, bo mieszkają w małej wsi. Nie znają nikogo, kto byłby gejem, nikomu nie mogą powiedzieć, że są osobami homoseksualnymi, czują się samotni. „A co to samotność taka zła? Bez przesady. Czy od samotności ktoś umarł? Niech się weźmie za jakąś robotę i przestanie babować. Ludzie mają naprawdę gorsze rzeczy na głowie. Posiedziałby na oddziale onkologii, toby zobaczył.”

„Osoby LGBT obrażane hasłami z furgonetek”

Nie wierzymy, żeby furgonetki z kłamliwymi, nienawistnym hasłami miały rzeczywiście tak negatywny wpływ na ludzi. „Bez przesady! Może i gadają głupoty w tej furgonetce, ale czy to naprawdę komuś szkodzi? Komu? Ktoś umarł od tego? Przecież to tylko furgonetka! Pojedziesz do Rosji, to zobaczysz, co to jest prawdziwa homofobia.”

W kontekście przemocy w parach mówi się czasem o zjawisku nazywanym wolnym gotowaniem żaby czy syndromem gotującej się żaby. O co chodzi? Gdy włożymy ją do garnka z wodą, którą będziemy podgrzewać żaba będzie dostosowywać do niej temperaturę ciała. Żaby to płazy zmiennocieplne, które posiadają taką umiejętność. Choć oczywiście do czasu, bo gdy woda zaczyna się gotować, żaba umiera. Nie jest w stanie wyskoczyć. Zużyła całą energię na dostosowaniu się do ciepłoty w garnku, ale wrzątek jest dla niej zabójczy.

Ta metafora opisuje co dzieje się w przemocowym związku. Rzadko kiedy bicie, szarpanie czy wyzwiska pojawiają się na samym początku relacji. Z reguły przychodzi to z czasem, a poprzedza je drobne, ledwo widoczne gołym okiem przekraczanie granic. Ktoś z nas się lekko podśmiewa, nas to boli, ale zapewnia, że żartował. Ktoś delikatnie manipuluje, ale przecież nie miał złych intencji. W każdej takiej sytuacji czujemy, że coś jest nie tak. Ale jednocześnie nie widzimy jasnych bezpośrednich sygnałów, że rzeczywiście ktoś nas nadużywa. Tym bardziej, że następnego dnia kupuje kwiaty.

Osoby LGBT+ nie są obrażane hasłami furgonetek, jak mówią o tym media. Te furgonetki to forma stosowanej wobec nich przemocy.

Niewiedza, niewiara czy przemoc

„Stop pedofilii” jest projektem, który mówi, że „lobby LGBT” chce „seksualizować” dzieci. Tzn. uczyć je masturbacji, wyrażania zgody na seks, pierwszych doświadczeń seksualnych i orgazmów. Mówi to z całym przekonaniem. Z wiarą w to przekonanie i niewiarą w zapewnienia, że myli się w głoszonych przez siebie hasłach.

Tutaj nie bardzo jest miejsce na naukowe argumenty. „Stop pedofilii” opiera się na „innej” nauce, ma swoje źródła. Dlatego autorzy furgonetkowych haseł w swoim mniemaniu chronią dzieci. Ratują je przed przemocą seksualną. W świecie binarnego podziału płci i seksualności, która pojawia się dopiero w momencie zawarcia sakramentu małżeństwa nie ma miejsca na szukanie. Nie ma miejsca na zadawanie pytań. W tym świecie nie ma miejsca na kwestionowanie własnych przekonań. Wychodzenie poza własne niezrozumienie i szukanie rozumienia. W tym świecie „lobby LGBT” chce uczyć czterolatki masturbacji. Po prostu.

Ta walka pomysłodawców projektu nie wygląda na przemoc. Przecież przemoc to właśnie pedofila, a nie walka z nią! Zresztą nie widzę nigdzie w mediach, żeby pokazywano furgonetki jako przykład przemocy wobec osób LGBT+. Wręcz przeciwnie. Pokazuje się, że to osoby LGBT+, ich sojusznicy i sojuszniczki walczą z treściami głoszonymi codziennie na ulicach kilku miast w Polsce. Walczą, czyli – chcąc, nie chcąc – w jakimś sensie stosują przemoc. Bo przecież używają siły do zatrzymania pojazdu, zablokowania go, zamazania kłamliwych napisów itd.

Stopniowanie przemocy

Nierozpoznawanie przemocy w działaniach autorów „Stop pedofilii” sprawia, że złość osób LGBT+ nazywa się przesadą. Zresztą dokładnie to się robi, gdy z jakichś przyczyn uznajemy, że osoba nie powinna czegoś czuć. Bez względu na to, czy ma dwa lata i płacze, bo dostała nie ten kawałek jabłka. Czy ma czterdzieści dwa lata i wścieka się na szefa, bo nie potraktował jej poważnie.

Przy czym za przesadę uznajemy głosy słabszych. Realnie słabszych lub społecznie uchodzących za słabszych – dzieci, kobiety, mniejszości seksualne czy etniczne. Pomniejszamy znaczenie ich uczuć, nie przywiązujemy do nich wagi, anulujemy ich przeżycia. I to się dzieje na bardzo wielu poziomach. Czasem zupełnie już niedostrzeganych. Dzieciom mówimy, że nic się nie stało. Kobietom, żeby wzięły się w garść, poprawiły koronę i ruszały dalej. Mniejszościom społecznym, żeby cieszyły się z tego, co mają, bo w innych krajach jest gorzej. Codziennie. Za każdym razem.

Niezgoda, wyrażenie sprzeciwu czy dorosła asertywna reakcja są pomijane. Nazywane agresją. U dzieci – terroryzowaniem, u dorosłych – histerią.

Ale to nie jest terroryzowanie czy histeria. To słuszna próba pokazania, że przeżywa się jakąś trudność i nie chce się jej przeżywać. Dziecko w ten sposób uczy się regulowania emocji. Dorośli ludzie reagują w ten sposób na przekraczanie granic. Bo dokładnie tym jest przemoc – przekraczaniem granic. I przemocą wobec nas wszystkich jest zgoda państwa na pojawianie się furgonetki głoszącej nienawistne, kłamliwe hasła.

A może kawka? Jeśli chcesz dać mi znać, że moja praca ma sens, kliknij w zdjęcie poniżej.

Zdjęcie do artykułu: Clay Banks na Unsplash. 

1 thought on “Wolne gotowanie żaby

  1. Przemoc jest demokratyczna. Może dotknąć każdy związek – niezależne od wieku partnerów, ich statusu majątkowego i pozycji społecznej. Czasem przybiera wyrafinowane, niewidoczne gołym okiem formy

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *