Close

Kobieta z wąsem

Jakiś czas temu byłam w knajpie dla rodziców z małymi dziećmi i słyszałam rozmowę dwóch pań nad wózkiem z pięciomiesięcznym niemowlakiem.

– No i zobacz, jakie ma te rzęsy. Jakiś koszmar!

– Spokojnie, moja też takie miała, a teraz zobacz.

– No Kuba też mnie uspokaja, ale ja już, wiesz, o niczym innym nie myślę. Takie krótkie! Prawie ich nie ma!

– No słabo widoczne, rzeczywiście. Ale naprawdę poczekaj jeszcze. W ostateczności przytniesz, wtedy odrastają dłuższe zawsze.

Jeśli macie dzieci, to wiecie, że zawsze jest się nad czym pomartwić przy nich. A to śpią za krótko, za długo, mało jedzą albo za dużo, płaczą, nie siadają, siadają, ale krzywo, jeszcze nie mówią, mówią za dużo, nie odrabiają lekcji, mają słabą pamięć, chorują. Mają za krótkie rzęsy. 

Brak akceptacji tego, jak dziecko wygląda czy poczucie jakiejś takiej niesprawiedliwości, że miało być idealne pod każdym względem nie pozostaje bez wpływu na myślenie dziecka o sobie. I nie chodzi o dosłowne mówienie, że jest brzydkie, ale o takie drobne, czasem niewysławialne, nieświadome ocenianie wyglądu.

Amisze z Pensylwanii

Okres dojrzewania to zarówno dla dziewczynek, jak i dla chłopców czas bardzo dużych zmian w ciele. To oczywiście pociąga za sobą trudność w akceptacji własnego wyglądu. Ja wychowywałam się w czasach, kiedy nawet klasowe piękności nie nosiły mejkapu. Moda z kolei była czymś tak przykrym, że wyrzuciłam większość zdjęć z tamtego okresu. Do internetu miał dostęp jeden kolega z klasy i na dyskietce przynosił mi ściągnięte teksty piosenek ulubionego zespołu. Połączenie z siecią internetową kosztowało majątek. Pochodzę z niedużej miejscowości, nigdy w życiu wtedy nie widziałam bilbordu na ulicy, a rodzice nie kupowali kolorowych magazynów. Bilet lotniczy do Londynu w jedną stronę kosztował tysiące złotych.

I pomimo tego życia jak Amisze w Pensylwanii miałam jako nastolatka kompleksy, które spędzały mi sen z powiek. Czułam się gruba (45 kilo przy 168 cm), brzydka (wąsik nie ułatwiał zadania), wiecznie spocona, krzywa i nieporadna. No cóż. Na tym polega ten element dorastania związany z cielesnością – z reguły czujemy się nie tak jakbyśmy chcieli. 

Wspominam te czasy i zastanawiam się, jakie to uczucie być nastolatką dzisiaj. W towarzystwie idealnie wyfotoszopowanych zdjęć kobiet i dziewczyn na każdym kroku. Równe szczupłe nogi, piękne ramiona, idealne makijaże i twarze bez ani jednej plamki, krostki, a nawet piega. Do tego oczywiście ciała bez pojedynczego włoska. Swoją drogą, moja mama wmawiała mi, że nie mam wąsika. Ale ja mam na niego dowód – zdjęcie paszportowe z tamtego okresu. Pod koniec liceum nie wytrzymałam i ogoliłam sobie ten wąsik maszynką taty. Taką metalową z wymienianą żyletką (byłam #lesswaste zanim to było modne. Wszyscy byliśmy). No i jak już to zrobiłam raz, to potem musiałam to robić regularnie.

Osobiście bardzo długo wierzyłam, że ja jedna mam cellulit, ponieważ nie ćwiczę i źle się odżywiam. Miałam ogromne kompleksy krzywych nóg, odstających uszu, a w pewnym momencie nawet romans z zaburzeniami odżywiania. Z tego wszystkiego wyleczyło mnie na szczęście zakochanie. To był trzeci rok studiów, a ja zaczęłam czuć, że nie jestem niewolnicą własnego ciała. Pełną akceptację siebie odzyskałam jakieś dziesięć lat oraz kilka zakochań i romansów później. Przy czym w trakcie tego czasu dość intensywnie próbowałam przede wszystkim pokochać siebie.

Zdrowy duch w idealnie gładkim i szczupłym ciele

W kulturze popularnej promuje się dzisiaj ideę, że ciało szczupłe, wydepilowane i wysportowane to ciało zdrowe i zadbane. Szczególnie bolesny jest ten znak równości pomiędzy depilacją a higieną. Być może ewoluujemy w kierunku totalnie bezwłosych małp, czemu nie. Zanim to się jednak stanie i o ile stanie się w ogóle, dobrze by było zadbać o normalizację i akceptację wszystkich ciał takimi, jakie one są. 

Na jednym z warsztatów podczas studiów seksuologicznych rozmawialiśmy o tym, czy jako dzieci widywaliśmy nagość. Chodziło o ciała rodziców, ciotek, wujków, babć, dziadków, inne dzieci. Okazało się, ze tylko kilka osób ma takie doświadczenie i pamięta pomarszczony brzuch lub pomarszczone ramiona babci. Szkoda! A wiecie czemu? Bo oglądanie innych ciał w każdym stadium rozwoju przyczynia się do większej akceptacji własnego ciała i jego niedoskonałości. 

Bo ciała są niedoskonałe. Ciała nie są jak na większości zdjęć instagramowych. Nie ma nic złego w pozbywaniu się cellulitu czy powiększaniu sobie ust, jeśli ktoś tego potrzebuje. Niemniej warto wiedzieć, że jest to dostosowywanie się do ideału, który w przyrodzie nie występuje. W przyrodzie są owłosione mniej lub bardziej tyłki, różnego rodzaju większe lub mniejsze zmiany skórne, ba! nawet nierówne cycki.

Malowanie włosów oraz twarzy stało się już na tyle oczywiste, że to brak makijażu wydaje się jakiś nie taki. I czasem trudniej to zaakceptować niż dziesiątki warstw najczęściej dość jednak niezdrowych dla skóry specyfików. Stosowanie ich stawiane jest również na równi z dbaniem o siebie. Do tego repertuaru dochodzą jeszcze balsamy i kremy do całego ciała. A czasem również zabiegi chirurgiczne już nie tylko powiększające usta czy piersi, ale też korekty w obrębie sromu.

Jako nastolatce nigdy nie przyszło mi do głowy przejmować się tym, że mam wklęsłe sutki czy nierówne wargi sromowe. Dzisiaj pobieżna lektura grup dla nastolatek pokazuje, że mają one coraz częściej kompleksy na punkcie tej części ciała. W powszechnie dostępnych filmach pornograficznych cipki są przecież nie tylko idealnie gładkie, ale i symetryczne tam, gdzie trzeba.

Niby człowiek, a jednak małpa

Raz na jakiś czas w internecie pojawiają się reklamy, na których modelki nie mają ogolonych pach, a nawet nóg! Takie widoki za każdym razem powodują poruszenie i dość niepochlebne opinie, gdzie zwrot „fuj, obrzydliwe” jest jednym z milszych komentarzy. Nieogolone pachy i nogi, które były standardem jeszcze trzydzieści lat temu dzisiaj przeszkadzają i obrzydzają. Można by powiedzieć, że wystarczy ogolić pachy i nogi, i będzie po sprawie. A co z cellulitem, wypryskami na twarzy, rzadkimi włosami, nierównymi cyckami czy wargami sromowymi? Co z wąskimi ustami, krótkimi rzęsami, grubymi łydkami, krzywymi stopami, wystającym brzuchem? W którym momencie to „wystarczy” przestanie być wystarczające i stanie się katowaniem własnego ciała w imię oczekiwanych społecznie wizerunków? 

Dojrzewanie jest trudne. Młodzi ludzie ulegają stereotypom, wierzą w przekaz medialny, chcą być niezależni, ale jednocześnie potrzebują się dostosować. Mówienie na tym etapie rzeczy w stylu „ej, nie martw się swoim wąsikiem” nie zadziała. W jaki więc sposób wpłynąć na samopoczucie i samoakceptację nastolatków? Jak niemal ze wszystkim najlepiej przez normalizację i własny przykład. Jeśli jesteś rodzicem, który akceptuje swoje niedoskonałości, doskonale! W jakimś momencie twoje dziecko być może będzie chciało wyglądać jak jakieś znane osoby z pierwszych stron gazet czy instagrama, ale w końcu odnajdzie równowagę.

Jeśli natomiast sami jako rodzice tkwicie w jakichś kliszach dotyczących tego, jak powinno, a jak pod żadnym pozorem nie może wyglądać ciało ludzkie, to ciężko będzie wam przekonać własne dziecko do mniejszej surowości wobec własnego wyglądu. 

A chyba już o tym wspominałam – samoakceptacja to lepszy seks i lepszy związek. A to właśnie do seksu i związku między innymi dorastają wasze maluszki. Nie utrudniajmy im tego. I pamiętajmy, że w seksie nie chodzi o to, jak się wygląda (i że w związku z tym trzeba wyglądać idealnie). W seksie chodzi o to, co się czuje. Do innych, ale przede wszystkim do siebie i w związku z własnym ciałem.

PS. Na wąsik polecam wosk. Kilka lat i w ogóle przestanie odrastać. Choć powiem Wam szczerze, że dzisiaj bym go już nie usuwała.

1 thought on “Kobieta z wąsem

  1. Wiesz, zawsze tak jest:) Siadam po to by odczytać najnowszy artykuł na blogu. Ale tam jest link do kolejnej sprawy, która mnie zainteresowała. A tam kolejny, następny, następny, i tak siedzę i czytam i się wzruszam bo tu wiele o mnie i sprawdzam, czy z tymi moimi dziećmi to im nie utrudniam tego czy tamtego i uczę się siebie i bezpiecznego dla mnie i moich związków bycia: związków z dziećmi, bliskimi, dalekimi, przypadkowymi ludźmi. I mam w sobie morze wdzięczności dla tego, co robisz. I dziękuje Ci bardzo. I jeśli moje dziękuję mogłoby się przełożyć na coś realnego, co w życiu jest Ci teraz potrzebne, to jestem na tak, potrzebowałabym tylko wiedzieć co to. Masz coś takiego?
    Póki co polecam Cię gdzie tylko mogę!
    Wspaniała robota!

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *